- Pierwsze zgłoszenie dyżurny otrzymał 3 lipca przed godziną 20.00 – mówi Dariusz Domaradzki, rzecznik średzkiej straży. Na miejsce zdarzenia skierowano na początku sześciu strażaków – wszystkich, którzy mieli w tym momencie swoją zmianę. Do Komornik wyruszyli oni dwoma wozami.
Fot. red.
- Po przybyciu na miejsce zdarzenia dowódca zmiany ocenia zgłoszenie, a następnie kontaktuje się z dyżurnym. Pada komunikat w stylu „poradzimy sobie”, bądź „wzywaj kolejne jednostki, informuj dowództwo”. W przypadku pożaru Rotomu oczywiście dowódca prosił o wsparcie – opowiada Dariusz Domaradzki. O zdarzeniu szybko poinformowany został komendant powiatowy straży pożarnej, który pojawił się w Komornikach. Od tej chwili to od dowodził akcją ratowniczą.
- Do północy na miejscu pojawiła się również grupa operacyjna z Wrocławia, która jednak nie zdecydowała się przejąć kontroli nad akcją – mówi Domaradzki. - Komendant konsultował jednak z grupą swoje decyzje, dowodząc akcją do godziny piątej nad ranem. Później jego obowiązki przejął dowódca jednostki.
Fot. red.
Z czym były największe problemy? - Mieliśmy trudności z wodą. Przy tak dużej ilości wozów trzeba było szukać dodatkowych hydrantów, wszystko to odpowiednio zorganizować. Na szczęście w obrębie strefy ekonomicznej hydranty są nowe, nie było więc problemów z ich obsługą – kończy Dariusz Domaradzki.
Fot. red.
Fot. red.