Obecnie nie jestem w stanie oszacować strat w uprawach kukurydzy. Obawiam się, że na polu aż roi się od dzików i wizyta tam mogłaby się dla mnie źle skończyć. Straty oszacuję podczas zbiorów, kiedy na teren wjadą kombajny – tłumaczy Michał Biliński, rolnik ze Środy Śląskiej.
Dziki niszczą zbiory. Czekamy na pomoc myśliwych – mówią Józef Lasota i Ryszard Mikłaszewicz. Fot. Jacek Bomersbach
Zdaniem właścicieli upraw w tym roku sytuacja jest wyjątkowo zła. Dziki uwielbiają kukurydzę, a stada z małymi grasują po wielohektarowym terenie. Ryją też posianą pszenicę. Nieco mniejsze szkody wyrządzają sarny na ziemniaczanych polach.
Sarny grzebią w ziemniakach. Z kolei dziki na kukurydzianym polu czują się jak w lesie. Maciora kładzie się na pnączach z kolbą, aby małe mogły jeść. Stado idzie dalej i robi to samo. Proszę wyobrazić sobie jak później wygląda uprawa – rozkłada ręce Józef Lasota, rolnik z Jastrzębiec.
Zryte pole pszenicy. Fot. Jacek Bomersbach
Odstraszacz mało skuteczny
Rolnicy twierdzą, że można ograniczyć zniszczenia. Wystarczy, aby na polach częściej pojawiali się myśliwi z tutejszego koła łowieckiego i prowadzili odstrzał zwierzyny.
Szanuję łowczych, ale uważam, że współpraca z nimi jest żadna. Kiedy poprosiłem o interwencję dwóch myśliwych usłyszałem, że to ich sprawa, kiedy pójdą polować – oburza się Ryszard Mikłaszewicz z Chomiąży.
Z 37 hektarów upraw pszenicy, które posiada rolnik ok. 3 – 5 hektarów to straty spowodowane przez zwierzęta. Oliwy do ognia dodaje fakt, że w tym roku rolnictwo znalazło się w fatalnej sytuacji. Spadły ceny zbiorów, o ponad sto procent wzrosły ceny nawozów.
Mimo, że rolnictwo znalazło się na skraju przepaści, podatek rolny się nie zmienił – dodaje Mikłaszewicz.
Według prawa za szkody wyrządzane przez dzikie zwierzęta odpowiadają dzierżawcy i zarządcy obwodów łowieckich. Odszkodowania nie dostanie właściciel pola, który zaniechał obowiązku współdziałania z myśliwymi. To oburza rolników. Ci, którzy zgłosili problem otrzymali z koła łowieckiego specjalny płyn odstraszający dziką zwierzynę.
- Drogie chemiczne preparaty odstraszające są mało skuteczne – mówią rolnicy. Fot. Jacek Bomersbach
To działanie mało skuteczne. Pola obstawione są palikami z cuchnącym płynem, ale na zwierzęta to nie działa – tłumaczą rolnicy.
Ich zdaniem najbardziej skuteczne jest polowanie w zagrożonych rejonach, które pustoszy stada.
Odmienne zdanie ma Stanisław Wójcik, prezes Koła Łowieckiego „Daniel” ze Środy Śląskiej.
Mamy ściśle ustalony harmonogram polowań i nie można urządzać ich tylko wtedy, kiedy zapragną tego rolnicy. Oczywiście, co pewien czas odbywają się w zagrożonych rejonach – informuje Stanisław Wójcik, który obiecał porozmawiać o problemie z członkami koła łowieckiego.
Prezes uspokaja, że na 99 procent pszenica na porytym polu na pewno wzrośnie. Gorzej jest z odstrzałem zwierzyny na kukurydzianych polach. Jest to szczególnie niebezpieczne, bo w uprawach zamiast dzików są często również ludzie. W polu ograniczona jest widoczność, a myśliwy nie może strzelać z dubeltówki „na czuja”. W przeszłości zdarzało się, że łowczy kierował dubeltówkę w stronę, z której dobiegał hałas, a później okazywało się, że z upraw wychodził człowiek z workiem kukurydzy.