- Pierwszy z nim kontakt, miałem w drugiej połowie lat 90. Po jednym z wrocławskich koncertów mogłem mu podać rękę i dostałem autograf. Myślałem, że będę musiał stanąć przed żywym pomnikiem, człowiekiem-legendą, a zobaczyłem przed sobą normalnego faceta – wspominał pierwsze spotkanie z Jackiem Kaczmarskim, bardem Solidarności, poetą, kompozytorem, wykonawcą, Janusz Bińczak.
W środowy wieczór (8 bm.) Janusz Bińczak (voc., git.) z akompaniamentem Grzegorza Białczyka (keyb.) zaprezentował program złożony z kilkunastu utworów pochodzących z różnych okresów twórczości Kaczmarskiego. Rozpoczęło się od Modlitwy o wschodzie słońca, było Pożegnanie Bułata Okudżawy i Pożegnanie Zbigniewa Herberta, jak również. Bajka o Głupim Jasiu. Dużą część programu stanowiły piosenki z płyty Jacka „Mimochodem” wydanej w roku 2002, w tym m.in. Sen kochającego psa, Landszaft z kroplą krwi, Legenda o miłości. Nie zabrakło utworów najstarszych jak Spotkanie w porcie i Poczekalnia, z roku 1975. Była także frywolna Mufka, a gwoździem programu – Mury.
- Kiedy Jacek był już poważnie chory i wiadomo było, że nie wyzdrowieje, zapytałem go kiedyś, jak mam w przyszłości grać, jak śpiewać jego piosenki – mówił Janusz Bińczak. – Powiedział, że mam grać niezależnie, czy przede mną będzie pełna sala, czy cztery osoby, a on, z góry, będzie mnie obserwował. I tak staram się to robić.
Sądząc po występie w DK, wychodzi nieźle.
Janusz Bińczak