- Moja kariera, jeśli można tak mówić, rozpoczęła się, gdy byłem jeszcze uczniem wrocławskiej szkoły zawodowej o profilu kinooperatorskim – opowiada nestor X Muzy. – Pracowałem już wtedy jako pomocnik operatora w kinie „Czyn” znajdującym się za obecnymi warsztatami. W repertuarze były wtedy prawie wyłącznie filmy ze Związku Radzieckiego i innych krajów socjalistycznych. Wyświetlano głównie komedie, takie jak „Świniarka i pastuch” czy „Świat się śmieje”. Oczywiście pojawiał się także poważniejszy repertuar, tak jak na przykład wojenny „Upadek Berlina”.
Po roku 1956 kino przeniosło się do budynku przy ulicy Żwirki i Wigury. Zmieniona została także jego nazwa: socrealistyczny „Czyn” zastąpiła romantyczna „Carmen”.
Ówczesna jakość taśm pozostawiała jednak nadal wiele do życzenia. Były one tworzone na podłożu nitro, czyli łatwopalnego materiału. Panu Ireneuszowi zapaliła się kiedyś kronika filmowa. Operatorowi nic się nie stało, stres jednak pozostał.
W tym czasie wyprawa do kina była jedną z najbardziej dostępnych rozrywek. W sobotnie wieczory nieraz grano kilka seansów, by jak najwięcej osób mogło mieć szansę zdobycia miejsca.
Zawód operatora nie był wtedy (tak samo jak później) zbyt dobrze opłacany, ponieważ podlegał pod sferę budżetową. Dochodziły do tego jednak pieniądze za nadgodziny, dawał on więc solidną gwarancję zatrudnienia.
- Kino „Carmen” należące do sieci „Odra Film” działało do roku 2004 – opowiada Ireneusz Janik. – Wtedy kolejni ajenci uznali, że placówka jest nieopłacalna. Obiekt został zamknięty i rozpoczęła się jego stopniowa dewastacja (pisaliśmy o tym w listopadowym numerze EŚ – przyp. red.). Przez pewien czas istniała tu dyskoteka, potem jednak również upadła. Teraz chodzą słuchy, że ktoś kupił ten obiekt i chce urządzić w nim dom weselny. Na razie jednak nie wiadomo o żadnych konkretach, a budynek nadal niszczeje.
Dzisiaj kino działa przy średzkim domu kultury. Jest tam ciepło, przestronnie i wygodnie. Zainstalowana została nawet najnowsza technologa używana w multipleksach. Projekcje odbywają się w soboty i podczas zamówionych wcześniej przez szkoły seansów. Ceny 8 i 10 zł mogą być istotnie konkurencyjne dla wrocławskich multipleksów. Są nawet plany utworzenia dyskusyjnego klubu filmowego.
- Wszystko zależy od ludzi – zapewnia Ireneusz Janik. – Małe kina upadły w Malczycach i w Kostomłotach, a placówka w Środzie jakoś przetrwała. Staramy się śledzić nowości i sprowadzać filmy najdalej rok po premierze. Marzymy, by w marcu pokazać tu „Australię” i „Odwet”.