- Na początku nie rozpoznałam głosu Edka, był jakiś dziwny, zmieniony. Słyszałam też głosy osób rozmawiających po polsku. Obawiam się, że 15-minutowa rozmowa odbywała się pod presją. Zgłoszę to policji – zapowiada Maria Łuków, siostra zaginionych w październiku braci Mariana i Edwarda.
Po zgłoszeniu funkcjonariuszowi okazało się, że jeden z braci dzwonił już na policję w Środę Śląskiej, aby wyjaśnić i uspokoić całą sytuację.
Bracia pracują w Berlinie i nie skarżą się złe warunki. Edward Łuków podczas rozmowy z siostrą nie był za bardzo wylewny i nie chciał rozmawiać o problemach. Prosił, aby rodzina uspokoiła dziennikarzy i nie był zachwycony, że sprawą zainteresowały się media.
Od dłuższego czasu rodzina zaginionych na własną rękę poszukiwała braci. Siostra kilka dni temu odwiedziła we Wrocławiu gabinet znanej jasnowidzki i parapsychologa Marii Wolniewicz.
- Potwierdziła, że żyją i pracują. Według niej przebywają niedaleko Hanoweru – mówi Maria Łuków.
Wcześniej kobieta szukała pomocy u jasnowidzki w Głogowie, która za wizytę zażyczyła sobie 200 zł. Według niej bracia mieli pracować jako niewolnicy na farmie w miejscowości Hoorn w Holandii. Mieli być ubezwłasnowolnieni za pomocą narkotyków i alkoholu, którym mafia podawała w jedzeniu.
50-letniego Mariana i starszego Edwarda poszukiwała też fundacja Itaka, polska i niemiecka policja. Jednak nikt rodziny nie informował o rezultatach poszukiwań.