W szlafroku, na nartach...
Zdjęcia robione w tramwaju, były – nazwijmy to „typową” – pracą domową. - Były robione na zajęcia w szkole, w której się wtedy uczyłem. Dostaliśmy do wykonania temat „autoportret” – mówi Radosław Janicki. – Pomyślałem, że warto do tego podejść troszkę inaczej, mniej szablonowo, bez typowych zdjęć z rodziną, czy kolegami itp. Wymyśliłem sobie portret lekko zaspany, zamglony, w szlafroku i kapciach...
Szlafrok i kapcie raczej nie szokują, no chyba, że ubrany w nie człowiek... jedzie akurat tramwajem – dziennym, w dzień roboczy, kiedy ludzi w środku nie brakuje.
- Pomysł był mój własny. Co ciekawe, po jakimś czasie okazało się, że nie tylko ja na niego wpadłem. Ktoś mi powiedział, że widział gdzieś zdjęcia z sesji z gościem w szlafroku. To już chyba tak jest, że chcąc być oryginalnym, wymyślamy coś, a później, nierzadko przypadkiem, docieramy do podobnych projektów realizowanych przez inne osoby i okazuje się, że nie byliśmy pierwsi. Sam nawet później widziałem jakiś film archiwalny z lat 50. czy 60, z bohaterem, który w dziwnych strojach chodził po plaży i urządzał skecze sytuacyjne.
...Sopot. Zatłoczona plaża. Pojawia się Bogumił Kobiela. W kombinezonie, wełnianej czapeczce, w goglach. Na nogach ma narty. Rusza między opalających się, budząc sensację wśród dzieci i rozbawienie dorosłych. Nikt nie wie, że aktor ma przypięty mikrofon wielkości guzika, a z oddali śledzi go ukryta kamera. Zaczyna się szalona prowokacja. Już po chwili Kobiela jako ratownik - dmuchając w trąbkę, by zwrócić na siebie uwagę - brodzi w wodzie i sprawdza, czy kąpiący się mają karty pływackie... („Kobiela na plaży”, reż., Andrzej Kondratiuk, 1963 r.) – przyp. red.
Starałem się myśleć tylko o robieniu poważnych min i „wczytywaniu” w trzymaną gazetę...
Dzisiaj, albo nigdy
- Początkowo były kłopoty ze sprzętem. Nie miałem jeszcze swojego aparatu cyfrowego. Musiałem korzystać z pożyczonego, a pożyczyć nie było łatwo. Dość długo przekładałem to z tygodnia na tydzień, aż jakieś dwa, trzy dni przed terminem oddania autoportretów, stwierdziłem, że pora najwyższa. Tym bardziej, że w końcu miałem już skompletowany sprzęt i strój. Decyzja była jednoznaczna: dzisiaj, albo nigdy – wspomina Radosław Janicki ostatnie chwile przed rozpoczęciem realizacji „zadania domowego”. – Zaproszonemu do współpracy koledze wytłumaczyłem, co i jak, jak ma kadrować, co chciałbym żeby się na tym zdjęciu znalazło. Do tramwaju wsiedliśmy na Grabiszyńskiej, na której mieści się moja ówczesna szkoła, Szkoła Reklamy „Promocja”. Skasowaliśmy bilety, usiedli na samym końcu., przebrałem się...
Początkowo nikt nawet niczego nie zauważył. W tramwaju – wiadomo, każdy najczęściej patrzy w swoją stronę, z reguły nie zwracając uwagi na innych.
- Dopiero, kiedy wyszedłem bardziej na środek, kiedy kolega zaczął robić zdjęcia, ludzie zaczęli patrzeć. Tak naprawdę niewiele z tego pamiętam. Od razu pojawiła się adrenalina. Starałem się myśleć tylko o robieniu poważnych min i „wczytywaniu” w trzymaną gazetę.
Cała sesja trwała około pół godziny. Dwadzieścia minut w tramwaju i około dziesięciu na przystankach, na przejściu dla pieszych. Straż miejska ani policja nie „przeszkadzały”. Czasami studenci pytali: co jest grane? - Próbowałem tłumaczyć, choć nie szło mi to najlepiej, bo jednocześnie usiłowałem się skupić nad tym, co robię, udzielając w międzyczasie wskazówek technicznych koledze z aparatem.
Zdjęcie z kozą w średzkim „głównym” parku miejskim to już pomysł indywidualny...
Temat otwarty
- Zdjęć powstało około pięćdziesiąt. Nie było to jeszcze wykonanie stuprocentowo profesjonalne, ale w przyszłości powinno być lepiej. Jeśli znalazłaby się dobra ekipa i kilka ciekawych pomysłów (te zbieram stale), do tego trochę czasu i desperacji – temat pozostaje otwarty.
Zdjęcie z kozą w średzkim „głównym” parku miejskim to już pomysł indywidualny, dla siebie i dla przetestowania nowego, własnego już aparatu. Było próbą sparodiowania średzkich realiów, życia parku, po którym przechadzają się ludzie ze swoimi bullterierami. Jedni w markowych dresach inni bardziej na elegancko... Koza była własna, pozował z nią kolega ze szkolnej ławy, czujący te same klimaty. Była sobota, mały ruch, ludzie patrzyli dziwnie. Tym razem zdjęć było ze 150, z czego jak to z reguły bywa lepszych może 6-8.
Radosław Janicki, mieszka w Komornikach. Za jedno ze zdjęć z sesji z kozą, zatytułowane „Ta dzisiejsza młodzież...”, otrzymał II miejsce w VI Powiatowym Konkursie Fotograficznym „Obrazy codzienne i nie”, w kategorii powyżej lat 16.