Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Środa Śląska
Ścienna gazetka Eriki Steinbach

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Polak przechodzący przez tę część ekspozycji ze zdziwieniem stwierdza, że wypędzenia jego nacji, to właściwie problem, jak każdy inny, tym bardziej, że znalazł się niejako na tym samym poziomie, co kwestia wysiedleń ludności niemieckiej...

Ekspozycja z rozmachem

Jeden problem – dwa podejścia. Powojenne wysiedlenia ludności polskiej i niemieckiej – i dwie wystawy oraz sposoby ich upamiętniania. Pierwszy, jak się wydaje, stonowany i rzeczowy. Drugi – nieciekawy i krzykliwy. Mowa o dwóch wystawach, które w ostatnim czasie oglądać można było w Niemczech: „Flucht, Vertreibung, Integration – Heimat” (Ucieczka, wypędzenie, integracja – ojczyzna) oraz „Erzwungene Wege” (Wymuszone drogi).

Pierwsza, przygotowana przez Stiftung Haus der Geschichte der Bundesrepublik Deutschland (Fundacja Dom Historii RFN), objechała już trzy niemieckie miasta. Po raz pierwszy pokazano ją pod koniec 2005 r. w siedzibie fundacji, dawnej stolicy Niemiec, Bonn, a następnie w Berlinie. Z kolei 30 listopada ubiegłego roku miało miejsce jej otwarcie w Zeitgeschichtlisches Forum (Forum historii najnowszej) w Lipsku.

Stwierdzić należy, że jest to bardzo dobra wystawa, ukazująca losy narodów zmuszonych w XX w. do opuszczenia swoich stron rodzinnych. I choć głównym jej tematem jest integracja Niemców na nowych terenach po wysiedleniu, przedstawione zostały także losy Polaków wypędzonych z obszarów dawnej Rzeczypospolitej. Co najważniejsze, wystawa nie ukrywa przyczyn tychże wypędzeń, czyli działalności Hitlera i wywołanej nią drugiej wojny światowej, a także odpowiedzialności części obywateli niemieckich za taki stan rzeczy. Ekspozycję przygotowano z rozmachem, z wykorzystaniem różnorodnych technik przekazu.

Tandeta wg IPN

W trakcie zwiedzania nie czuje się przytłaczającego ciężaru tematyki, a raczej próbę spokojnego podejścia do tej trudnej kwestii. Odzwierciedla to także wydany przy okazji wystawy obszerny katalog, w którym zamieszczono dodatkowo kilka artykułów problemowych. Całość robi bardzo dobre wrażenie, a po obejrzeniu wystawy wstępuje w zwiedzającego nadzieja, że polsko-niemiecki dialog i pojednanie są możliwe.

Kronpronzenpalais – z plakatem informującym o wystawie i reklamą Deutsche Telekom

Nie można w tym miejscu nie znaczyć, że udział w wystawie miało także Muzeum Regionalne w Środzie Śląskiej, które wypożyczyło na nią dwa zabytki ze swoich zbiorów – drewnianą maglownicę należącą do rodziny pana Mariana Antoszczuka z Krępic (gm. Miękinia), którą przywiózł on z Chostowa w woj. stanisławowskim oraz tzw. chaładylszczyk (dzban do przechowywania zimnych napojów), pochodzący z Mazurówki w woj. tarnopolskim, przywieziony do Miękini przez pana Eugeniusza Guzika.

Jaka jest druga ze wspomnianych wystaw? „Tandetna. Zarówno od strony koncepcji, jak i realizacji” – trudno nie zgodzić się z tymi początkowymi słowami artykułu Piotra Szubarczyka zamieszczonego w Biuletynie IPN (nr 8-9/2006). Przede wszystkim cała wystawa utrzymana jest w biało-czarnej konwencji, co przy braku innych kolorów powoduje, ze zwiedzający już po paru minutach czuje się zmęczony i zaniepokojony. Po drugie ekspozycja ta, zajmująca cztery pomieszczenia w berlińskim Kronprinzenpalais, to właściwie nieco rozbudowana „gazetka ścienna” z niezliczoną ilością tekstu i nieproporcjonalnie małą ilością fotografii lub zabytków przestrzennych. Poza tym w przeciwieństwie do wcześniej opisanej wystawy, tutaj brak profesjonalnego katalogu (przy wejściu można zakupić jedynie niewielką – także biało-czarną – broszurkę), nie mówiąc już o innych pozycjach problemowych na ten temat.

Polacy na równi z Niemcami?

W pierwszej, największej sali z wymalowaną na podłodze i ścianach biało-czarną mapą Europy, przedstawiono w wiszących szklanych gablotach historię wysiedleń różnych narodów w XX w. Polak przechodzący przez tę część ekspozycji ze zdziwieniem stwierdza, że wypędzenia jego nacji, to właściwie problem, jak każdy inny, tym bardziej, że znalazł się niejako na tym samym poziomie, co kwestia wysiedleń ludności niemieckiej. Przy kilku stanowiskach w środku sali wysłuchać można nagrań z autentycznym głosem wypędzonych, co nieco urozmaica monotonię „ściennej gazetki”, nie niweluje jednak przykrego wrażenia z pierwszej części wystawy.

Następna sala jest zasadniczo mniejsza, a części ekspozycji w niej prezentowanej nadano tytuł „Ojczyzna”. Przy pomocy tekstu oraz drewnianych i szklanych gablot, w których umieszczono różne rodzinne pamiątki, starano się ukazać problem utraconej ojczyzny, domu i rodziny. W trzeciej sali, zatytułowanej tak jak cała wystawa – „Wymuszone drogi” – w podobny sposób próbowano zaprezentować różne drogi wysiedleń, o czym dosyć dobrze mówi jeden z podtytułów – „Kobiety i dzieci”.

Fot. WFP

Na zdjęciu: Grzegorz Borowski - z lewej - (dyrektor Muzeum Regionalnego w Środzie Śl.) i Zbigniew Aleksy (kustosz Muzeum Regionalnego) w trzeciej części wystawy przy dzwonie ze statku "Wilhelm Gustloff", wypożyczonym przez Polskie Ratownictwo Okrętowe z Gdyni.

Ostatnia sala, już przy wyjściu, nosi tytuł „Dialog”. I znowu na wielkiej ściennej tablicy pojawia się informacja o narodach, które w XX wieku były wypędzane, prześladowane lub pozbawiane swoich praw – zwykła wyliczanka, w której Polacy pojawiają się niejako na równi z Niemcami, którzy przecież wywołali wojnę. Jeżeli więc dialog ma polegać na zacieraniu prawdy, to może nie warto go rozpoczynać...?

Śmiem twierdzić, że niejeden muzealnik wstydziłby się za tak pomyślaną wystawę. Nieciekawą pod względem koncepcji, o mętnym wydźwięku i przesłaniu, z przygnębiającą czarno-bielą przekazu i z licznymi błędami merytorycznymi.

Trzeźwa ocena przeszłości

Problem jednak leży głębiej. Wystawa przygotowana przez Zentrum gegen Vertreibungen (Centrum przeciw Wypędzeniom Eriki Steinbach), na jednym poziomie stawia problemy wszystkich nacji, zmuszonych w XX w. do zmiany miejsca zamieszkania, gubiąc całkowicie przyczyny tych jakże różnorakich wydarzeń. Wydaje się, że jest to celowe działanie, mające stworzyć wrażenie, że wszyscy równo cierpieli w wyniku wypędzeń, a ich przyczyny, to sprawa drugorzędna. Takie ustawienie problemu jest nie do zaakceptowania i z pewnością nie przysłuży się dialogowi polsko-niemieckiemu, który oparty musi być na trzeźwej ocenie przeszłości.

Średzkie Muzeum Regionalne także przy okazji tej wystawy zostało poproszone o współpracę, jednakże odmówiło, przeczuwając, jaki będzie wydźwięk tej inicjatywy...

W zamku Cecilienhof, gdzie w roku 1945 r. odbywała się konferencja poczdamska.

Jak się jednak wydaje, nie należy do tego typu wydarzeń podchodzić alergicznie, tak jak to zrobił w ubiegłym roku Kazimierz Marcinkiewicz odwołując swa wizytę w Berlinie. A już na pewno nie należało w popłochu wycofywać zabytków z Polski, które nieszczęśliwie znalazły się na wystawie. Ważniejsze jest raczej jasne prowadzenie polityki zagranicznej i wspieranie chociażby takich wystaw, jak ekspozycja w Bonn, która zyskała pochlebne opinie zarówno w Niemczech, jak i w Polsce. Niestety większość decydentów skoncentrowała się na wystawie Eriki Steinbach, która w samym Berlinie była praktycznie niewidoczna. Nawet niewielki plakat na fasadzie Kronprinzenpalais przyćmiony był o wiele większą reklamą Deutsche Telekom, co mówi samo za siebie.

Na koniec stwierdzić należy, że pokazanie wystawy „Wymuszone drogi” w Berlinie nie było z pewnością przypadkowe. Ciekawe tylko, czy Erika Steinbach pamiętała, że to właśnie pod Berlinem w Poczdamie miała miejsce ostatnia z wielkich konferencji, na której zdecydowano ostatecznie o powojennym kształcie Europy. A decydowano bez Polaków, którzy nie mieli nic do powiedzenia oraz bez Niemców, którzy najpierw wojnę wywołali, a następnie właśnie ją przegrali i teraz spotyka ich zasłużona kara. To, że jednym z decydujących był Stalin, który na sumieniu miał równie dużo, co Hitler, to już zupełnie inna historia. Nie można jednak zapominać o tym, co się faktycznie wydarzyło, bo tylko tak możliwy jest autentyczny dialog i pojednanie.

Pierwsza sala wystawowa z koszmarnymi biało-czarnymi kolorami

Więcej informacji znajdziesz w gazecie średzkiej
Express Średzki


Grzegorz Borkowski



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
odwiedziny: 2618
Dzisiaj
Poniedziałek 29 kwietnia 2024
Imieniny
Hugona, Piotra, Roberty

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl