O kłopotach Józefa Nadbrzeskiego pisaliśmy rok temu. Mieszkaniec Środy Śląskiej kupił niewielki budynek niedaleko dworca PKS. Wcześniej przejął długi właściciela, które spłacił komornikowi i wierzycielom.
- Bilans konta wychodził na zero. Postanowiłem uruchomić niewielką restaurację. Kupiłem sprzęt, meble i stoły. Wszystko skończyło się, kiedy do drzwi zapukał komornik. Okazało się, że przypomniał sobie on o kosztach egzekucyjnych – tłumaczy były restaurator.
Komornik uparł się, że koszty mu się należą. Twierdził, że nic nie wie o spłaconych długach.
Albert M. wykorzystując kruczki prawne doprowadził wkrótce do eksmisji. Wart kilkaset tysięcy sprzęt wyniesiono na podwórze. Część udało się uratować. Reszta mebli do dziś moknie pod chmurką.
Mieszkaniec Środy Śląskiej myślał, że zaszła jakaś fatalna pomyłka, bo przecież nie można eksmitować człowieka, który nie jest zadłużony. Dlatego zwrócił się o pomoc i wyjaśnienie sprawy do sądu w Środzie Śląskiej.
- Sędzia pięciokrotnie umarzał sprawę i nie widział niczego złego w postępowaniu komornika. Stwierdziłem, że w tym mieście nie mam szans na sprawiedliwość. Sprawę skierowałem do sądu w Jaworze i Wrocławiu. Uznano, że komornik przekroczył swoje uprawnienia – dodaje Nadbrzeski.
W trakcie procesu, który obecnie toczy się przed sądem wiadomo już, że licytację przeprowadzono bezprawnie. Sąd stwierdził, że komornik wszystko wcześniej zaplanował. Bezprawnie naliczył też koszty egzekucji.
22 lutego tego roku miało być ogłoszenie wyroku, ale do tego nie doszło. Sprawa ciągnie się od 4 lat. Jednak ostateczny wyrok ma zapaść18 marca. Po nim komornik nie będzie miał możliwości odwoływania się. Równolegle toczy się inny proces przeciwko wieloletniemu przewodniczącemu sądu w Środzie Śląskiej za przekroczenie uprawnień.