Piotr Frankowski tłumaczy, że informacje o dziwnych rzeczach, które działy się podczas głosowania spływały do niego na bieżąco.
- Na przykład wynoszenie kart z budynku komisji wyborczej i głosowanie na zewnątrz. Według ordynacji jest to nie do pomyślenia. Ludzie sygnalizowali mi, że na kartach wyborczych nie ma nazwisk radnych z mojego komitetu wyborczego – tłumaczy Piotr Frankowski.
Kiedy jeden z młodych kandydatów interweniował okazało się, że nastąpiła pomyłka. Przewodnicząca komisji miała go uspokoić i stwierdzić: „Jak ci zabraknie paru głosów, to ci dopiszemy”.
Mieszkaniec Malczyc mówi o wielu przekrętach. Od członków komisji dowiedział się, że w wielu przypadkach karty do głosowania były niepodbite.
- Teraz marginalizuje się ten problem i mówi, że nic się nie stało. Pada pytanie, czy uchybienia podczas wyborów były celowe, czy wynikające z bałaganu? – pyta kandydat.
Około godziny siódmej rano nagle okazało się, że więcej głosów ma też jedna z kandydatek Leokadia Gancarz.
- Dlaczego złożyłem protest wyborczy? Bo nieoficjalne wyniki głosowania były znane już po północy – dodaje
13 stycznia odbyła się pierwsza rozprawa, w której wrocławski sąd uznał wybory w Malczycach za nieważne. Kolejna ma się odbyć 14 lutego. Sąd apelacyjny Ma ostatecznie zdecydować, czy protest wyborczy złożony przez Frankowskiego był słuszny, czy nie. Od sądu będzie również zależało, czy wybory należy powtórzyć. Każdej ze stron przysługiwało prawo zażalenia. Złożył je obecny wójt Malczyc Ryszard Skuła.