„Jestem chory na bluesa, jestem chory na bluesa! Jestem chory na bluesa i wyzdrowieć wcale nie chcę już!” – śpiewali razem z „nocnymi bluesmanami” przedstawiciele kilku pokoleń, które niedzielny wieczór postanowiły spędzić przy dobrej muzie w wykonaniu doskonałych muzyków.
Zaczęło się od „6.02”, potem była robota, która kipi, następnie blues czysty, wstrząśnięty i zmieszany – czy to z country, ragtime’m czy innymi gatunkami. Swoją obecność zaznaczyli Blues Brothers, a wszystko dzięki Sławkowi Wierzcholskiemu (wokal, konferansjerka i harmonijki ustne), Grzegorzowi Miniczowi (bębny), Piotrowi Dąbrowskiemu (akustyczna gitara basowa) i Markowi Dąbrowskiemu (gitara akustyczna), choć w finale koncertu instrumenty zmieniały właścicieli. Półtoragodzinne granie zadowoliło obie strony. Widownia była zadowolona, muzycy mocno zaangażowani.
"Grają ponad ćwierć wieku... A ciągle promieniują energią i radością grania! Z łatwością nawiązują kontakt z każdą widownią, której udziela się pozytywna atmosfera koncertu" – czytamy na oficjalnej stronie zespołu. Sprawdziliśmy w niedzielę – tak jest.