- Witam ponownie Panie Arku po około 2 latach od naszej ostatniej rozmowy. Minęło trochę czasu, coś się u Pana zmieniło?
- Dzień Dobry, myślę że nawet sporo.
- Zacznijmy może od kwestii biznesowej. Jak to się stało, że w zaledwie 4 lata zbudował Pan sobie tak silną markę i jakość w hotelarstwie i gastronomii, o których zapewne wcześniej nie miał Pan większego pojęcia?
- To ja też Pana o coś zapytam, skąd Pan wie, że zbudowałem markę i jakość? Zrobił Pan jakieś badania?
- Obserwując Pana przedsięwzięcia, wyraźnie widać, że osiąga Pan niebagatelny sukces. Na profilu hotelu Sarai na facebooku i na Pana stronie internetowej www.ar-ol.com, można zobaczyć ilość imprez organizowanych w Pana obiekcie, a zapewne nie „wrzuca” Pan do sieci wszystkiego. Można też zobaczyć jak mocnych, również korporacyjnych, klientów gości Pan u siebie.
- No to teraz rzeczowa odpowiedź: nie wiem jak to się dzieje, może to dzięki naszemu zaangażowaniu. Podchodzimy do wszystkich naszych klientów, jak byśmy sami nimi byli i nigdy nie proponujemy więcej niż powinniśmy, nie naciągamy, nie ściemniamy, pokazujemy sprawę taką, jaka jest. Może też ludzie lubią moją żonę? W końcu jest dla nas, Polaków, osobą dość egzotyczną. Rozmawia dużo z klientami, stara się im także doradzać i robi to skutecznie. Może jest to też jakimś magnesem, mam nadzieję (śmiech).
- A może jesteście po prostu najlepsi ?
- Jeśli ma Pan takie o nas zdanie, to bardzo się cieszę i mam nadzieję, że jesteśmy (śmiech).
- Widzę efekty nowych inwestycji. Gotowy jest już system kanalizacyjny, czy coś jeszcze planujecie?
- To prawda, kanalizacja działa już bez zarzutu, od 2 miesięcy prowadzone są też rozmowy z gminą w sprawie koncepcji zagospodarowania placu. Gmina od kilku lat ma gotowy projekt placu - wygląda bardzo obiecująco i efektownie. Jego realizacja zmieniłaby na korzyść tę część naszego miasta. Nie musielibyśmy funkcjonować w kurzu i nierzadko w wielkich kałużach. Z placu korzystają przecież mieszkańcy. Nie wiem czy Pan wie, ale 9 na 10 samochodów przyjeżdżających na to podwórko nie przyjeżdża do mnie, tylko są to osoby robiące zakupy w mieście i korzystające z darmowego parkingu. Oczywiście nie chcemy niczego za darmo. Zarówno my, jak i okoliczni przedsiębiorcy funkcjonujący na tym obszarze chcemy dołożyć kilkadziesiąt tysięcy złotych do kosztu remontu na działce miasta, nie mówiąc już o kosztach, które poniesiemy na rewitalizację naszej działki. Ostateczna decyzja o losach tych prac należy jednak do burmistrza miasta Adama Rucińskiego.
- Przez to podwórko pewnie traciliście trochę klientów...
- Nie da się ukryć, że tak. Sprowadziłem do Środy dość dużo zagranicznych klientów, o tym wie niewielu, ale w moim hotelu spali już ludzie z bardzo wielu krajów świata, a także trochę znanych ludzi z Polski i Europy. Mój hotel nie należy do jakichś ekskluzywnych przybytków, o dużym przepychu, ale panuje u nas taka atmosfera, że chęć luksusu jest tu niepotrzebna. Jest bardzo przyjaźnie. Jeśli ktoś chce, mogę zagrać z nim na przykład w bilard czy piłkarzyki (śmiech).
- Jak udało się Panu w tak krótkim czasie, tak dobrze rozwinąć ten biznes?
- Nie zrobiłem tego sam i nie aż tak dobrze, jak bym chciał, do perfekcji brakuje jeszcze sporo, ale staramy się do tego dążyć. Pracuje na to cała załoga, włącznie z moją mamą, której bardzo dużo tutaj zawdzięczam.
- Dobrze, ale dlaczego akurat gastronomia i hotelarstwo?
- Musielibyśmy się cofnąć w przeszłość. Studiowałem na Politechnice Wrocławskiej informatykę, zawsze chciałem być informatykiem. Przez jakiś czas prowadziłem nawet, jak Pan wie, kafejkę internetową. Studiując chciałem znaleźć dobrze płatną pracę w Polsce lub za granicą, znam komunikatywnie język niemiecki i angielski więc pewnie nie byłoby z tym większego problemu. Przez trzy lata pracowałem nawet w Holandii przy sałacie, ciężka i żmudna fizyczna praca. Często po 12 czy 16 godzinach, w piątek, wsiadałem w samochód i jechałem do Polski, ponieważ studiowałem zaocznie, aby na rano w sobotę być na uczelni na zajęciach. W niedzielę wieczorem wracałem, prosto do pracy na rano w poniedziałek. Było bardzo trudno i chwilami chciałem to rzucić, ale miałem swoje cele i chciałem je osiągnąć. Przed gastronomią zajmowałem się jeszcze wieloma innymi rzeczami, ale pewnego dnia dostałem ciekawą propozycję od moich teraźniejszych wspólników, której nie mogłem odrzucić. Tak się zaczęła przygoda z gastronomią i hotelarstwem, która trwa do dzisiaj.
- A jak działa Pana biznes za granicą, zdaje się, że prowadzi Pan też przewozy VIP?
- Coś tam prowadzę, ale to chyba nie jest naszym wiodącym tematem...
- Fakt, ale proszę powiedzieć, kogo ze znanych osób Pan przewoził?
- To jest tajemnica, nie mogę zdradzić takich informacji, bo byłbym już niewiarygodny. Mogę Panu powiedzieć, że siedziałem w jednym aucie z kilkoma bardzo znanymi osobami z Polski, z Europy i nie tylko, na pewno większość z tych osób Pan zna chociażby ze słyszenia.
- Ciągle zastanawiam się co sprawia, że klienci tak doceniają Pana lokal?
- Może to, że oddajemy się w stu procentach naszym gościom i klientom, wchodzimy razem z nimi w ich problemy, zachcianki, potrzeby, pomagamy zorganizować wszystko bez angażowania ich samych i ich czasu w przedsięwzięcie.
Mieliśmy trochę wesel z zagranicy, pary młode przed weselem nawet u nas nie były, nie załatwiam tylko terminu u księdza, bo to już byłaby przesada, ale poza tym mogę załatwić chyba wszystko.
- Na koniec zadam osobiste pytanie, czy to prawda, że będzie Pan po raz drugi szczęśliwym ojcem?
- Prawda, będę i jestem z tego powodu bardzo dumny.
- I jeszcze ostatnie pytanie, tak jak ostatnio zostawiłem je sobie na sam koniec: czego można Panu życzyć na przyszłość?
- Ostatnio odpowiedziałem, że zdrowia. Teraz odpowiem bardziej biznesowo: samych zadowolonych Klientów, ale oczywiście także zdrowia dla mnie, mojej rodziny i dziecka, które za chwilę przyjdzie na świat.
- Dziękuję bardzo za rozmowę.
- Ja także bardzo Panu dziękuję.