Mężczyzna zaginął 17 grudnia 2010 w rejonie stacji paliw w Kawicach na trasie Wrocław – Lubin – Rawicz. Nieoficjalnie wiadomo, że zarejestrowały go kamery przemysłowe. Około godziny 23.20 wyszedł ze stacji w stronę wyjazdu i tutaj ślad się urwał. Po zaginięciu policja, rodzina i znajomi rozpoczęli poszukiwania. Jego koledzy przeczesali cały teren obok stacji benzynowej niestety bezskutecznie. Pracownik stacji mówił, że mężczyzna kupił hod doga, później wyszedł z budynku, kręcił się po placu i zniknął.
Wiadomo, że rodzina zaangażowała jasnowidza, ale jego hipotezy się nie potwierdziły. Wczoraj (8-marca) ciało 26-latka znaleziono w rzece w Kawicach.
Na miejscu biegły nie stwierdził żadnych obrażeń, które mogłyby powstać za życia. Jego ciało długo przebywało w zimnej wodzie, dlatego zwłoki znajdowały się w dobrym stanie – informuje oficer dyżurny komendy policji w Legnicy.
Nieoficjalnie wiadomo, że Krzysztof Wawron miał na rękach tzw. skórę praczek. Medycy sądowi używają tego terminu, kiedy ciało topielca po długim przebywaniu w wodzie ulega przemianom pośmiertnym. Skóra fałduje się i oddziela od kończyn. To zmiany charakterystyczne dla utonięcia.
Czas powstawania „rękawiczek śmierci” zależy od temperatury, czystości wody i fauny bakteryjnej. Szybkość przemian zależy również od tego, czy zwłoki znajdowały się w wodzie morskiej, czy słodkiej – tłumaczy prof. Tadeusz Dobosz, kierownik Zakładu Technik Molekularnych Akademii Medycznej we Wrocławiu.
Sekcja zwłok ma ustalić przyczynę śmierci 26-latka.